Punkt widzenia
Ewolucja ustawiła naszą perspektywę. Tuż pod czołem, tuż nad nosem.
Możesz usiąść, położyć się czy podskoczyć ona wciąż tam jest. Skierowana na wprost czy z lekkim wysiłkiem na ukos. Wyłapuje kształty, kolory, ruch. A jednak pojęcie „punktu widzenia” jest znacznie szersze niż punkt z którego patrzymy. Mógłbyś podejść i dotknąć lub nastawić ucho i usłyszeć. Zaciągnąć nozdrzami zapach i też wyrobić sobie na tej podstawie pewną opinię.
Jakbyś wlał do kotła obraz, dorzucił szczyptę zapachu i dźwięku. Podgrzał, zamieszał i posmakował.
Jak smakuje?
– Jak dupek – pomyślała po trzech sekundach oceniania zagadującego ją absztyfikanta.
– Jak suka – pomyślał nerwowo interpretując spojrzenie podrywanej piękności.
To tak proste. Każda akcja winna wywołać reakcje. On mówi A, ona B, on odchodzi lub przysuwa się o krok do dzisiejszej zdobyczy. Moją fascynacje budzi B, ale widziane od wewnątrz.
– Cześć, mam na imię Iksczyigrek – powiedział wystawiając do niej dłoń – chciałbym postawić Ci koktajl, jeśli uraczysz mnie chwilą rozmowy?
– Uprzejmie, z bezpiecznym dystansem. Mężczyzna przystojny, dobrze ubrany, schludny, zadbana dłoń i ułożona fryzura. A jednak…
Marynarka bliźniaczo podobna do tej w której ojciec wracał z co drugiego czczenia firmowych sukcesów, zawsze prawiąc ile to by osiągnął w zawodzie gdyby tak młodo nie musiał koncentrować się na stabilizacji. Ruch ręki nieco zbyt szybki. Jak jej uczelniana miłość co szybko przerodziła się w szarpania i awantury. Ten uśmieszek, zbyt zawadiacki, cwaniaczek taki, jak chłopcy z obozów, co zawsze chcieli tylko jednego bo jej piersi zaczęły nabierać kształtów szybciej niż koleżanek. Żadne ze skojarzeń nie przebiegło przez świadomość, wszystkie tuż pod taflą. Piękność nie mogła jednak nie poczuć jak coś ją szturcha. Gdzieś od środka – puk, puk – kto tam? – irytacja, lekki strach, mikro poczucie winy, muśnięcie złości.
– dupek – Dziękuję nie jestem zainteresowana taką wymianą – odparła z chłodnym dystansem.
– Dlaczego go odprawiłaś? fajny był – dopytuje przyjaciółka
– Wydawał się dupkiem, wiesz? Kobieca intuicja.
– Ha! spławiła Cię? – podśmiechują się koledzy gdy wraca na tarczy do wspólnego stolika.
– Lesbijka pewnie, albo jakaś księżniczka. Przedstawiłem się a ona broda do góry, nos zadarty i „dziękuję nie jestem zainteresowana”. Jebać ją.
Ewolucja ustawiła naszą perspektywę i to, słusznie z perspektywy własnych intencji, ustawiła ją na zewnątrz. Nie zaplanowała, że człowiek będzie musiał szukać prawdy w sobie, przyrzekłaby podczas montażu, że będzie musiał tylko szukać szans i zagrożeń wokół siebie. Jedzenia, schronienia czy agresora. Broni pod ręką. Czy nasz przodek mógł wybrać wegetarianizm by nie krzywdzić zwierząt? Ta myśl pojawiła się dopiero wraz z kompletnym zwycięstwem. Gdy żadne zwierzę nie było już realnym zagrożeniem. Gdy wszystkie w chowach i na taśmach produkcyjnych podążały bezrefleksyjnie gdzie pan ich wzywał na rzeź. Dopiero wtedy pan mógł pomyśleć czy może zrobić dla nich coś więcej lub czy to co robi dotąd zgodne jest z jego sumieniem.
Mówią na lekcjach Polskiego, że Sokrates przeorientował filozofię z obserwowania świata na obserwowanie wnętrza. Przed nim stanowczo tę orientację przyjął już Budda. Ale nie dałbym więcej niż kilku dekad globalnej refleksji czy to coś w nas to coś więcej niż behawiorystyka.
Od pewnego czasu dopiero dyskutujemy z ewolucją każącą nam patrzeć „out”, podczas gdy czujemy niejasny napływ z „in”. On coś powiedział – ona poczuła złość. Nim zorientuje się, że to nie jego słowa, a wewnętrzne skojarzenie wywołało złość, może zdążyć rzucić tą złością w niego. On nie zaczął, on oberwał ni stąd ni zowąd, więc zareaguje słuszną już w obliczu zewnętrznego zdarzenia złością. I choć prawdziwe źródło to jej emocje tak bardzo niezwiązane z tą sytuacją, przepoczwarzone na potrzebę chwili argumenty złości hulają już z rozmachem po pokoju.
Łatwo ocenia się zachowanie innych, bo jest na zewnątrz. Tam gdzie genetycznie uwarunkowano nas by szukać. On zrobił Igrekczyzet, ona powiedziała Zetczyiks. Jak mógł, jak mogła. Cóż za głupota, ah cóż za błyskotliwość. Czy równie chętnie stajemy oceniać własne zachowania? Każdy zna radę na każdą bolączkę, póki żadna nie dotyczy jego samego. Co powinien zrobić znajomy gdy nie docenia go pracodawca? gdy przełożony go wykorzystuje? poniża? – rzuć w cholerę tę prace! Nie daj się tak traktować.
– Co robimy gdy sami jesteśmy w tej sytuacji? Czujemy strach, czujemy niewygodę, drzazgę jakąś i zestawiamy w głowie która większa. Ta wywoływana przez sytuację w której tkwimy, czy ta związana ze zmianą. Szef czasem coś powie, czasem zostanę bezpłatnie na nadgodziny, ale rzucić pracę? Czasy niepewne, rynek pracy przepełniony, moje kwalifikacje dziurawe. Nie – Daj spokój, bez przesady nie jest tak źle, przynajmniej stały dochód.
– Ah, ależ ona głupia. Matka powie jej byle słowo a ta przeżywa, eh. Masz 30 lat, dziewczyno!
– A jak Twoja relacja z mamą?
– On to chlejus – ja tylko drinka; on narkoman – ja tylko jointa; ona niemodna – ja się noszę jak lubię.
Myślę, że wiele lat jeszcze musi upłynąć nim przeorientujemy spojrzenie do wewnątrz na stałe. Nim z równą łatwością będziemy szukać wewnątrz co na zewnątrz. Nim każdego wejrzenia w siebie nie będą nam przysłaniać podświadome emocje, kompleksy, mechanizmy obronne i sekwencje skojarzeń. Latami stoję na straży szczerości wobec siebie samego i w miarę możliwość, tj. tego co świadomie jestem zdolny przetworzyć, staram się obmówić czasem siebie z sobą jakby był to kto obcy. A później spojrzeć na obcego jakby rozchodziło się o mnie i dać mu zrozumienie i empatię jaką mamy naturalnie dla własnych niedoskonałości.
Ot wolna myśl do autorefleksji.