Ponownie przez życie #6

Byłem nowy w szkole. To była czwarta klasa. Nie zdążyłem jeszcze kogokolwiek poznać. Nie miałem kumpli. Ani tych ze szkoły, ani zbytnio tych z podwórka. Na przerwie podeszło do mnie dwóch chłopaków. Adam i Paweł. Pamiętam nawet ich nazwiska, mimo, że nie miałem z nimi do czynienia chyba nigdy później. Zatrzymali mnie na schodach między piętrami. Miałem im oddać, to co miałem. Nie pamiętam czy coś miałem. Co mogłem mieć? 2zł? Kanapkę? Postawiłem się, że nie dam! Dostałem w łeb, oddałem. Poszedłem do klasy. Czułem wstyd. Pamiętam tylko wstyd i bezsilność. Znienawidziłem te uczucia. Któraś nauczycielka dopytywała co się stało, wymieniła z nazwiska obu chłopców i powiedziała, że jest toczona sprawa przeciwko nim a moje zeznanie pomoże. Nie pomogłem. Wezwano mnie nawet na te sprawę ale odmówiłem zeznań. Nie z prawilności, ze wstydu. 
Później już miałem kolegów. Czułem się bezpieczniej. Ale na osiedlu był Rafał. Też pamiętam nazwisko. Już wtedy był albo tuż po odsiadce albo tuż przed. Możliwe, że to był nawet ten sam rok. Szedłem zapłacić za dodatkowy angielski, mama dała mi pieniądze, a nie mieliśmy ich zbyt dużo. Bałem się go. Wszyscy się go bali, nikt by mi nie pomógł przeciwko niemu. Bałem się i płakałem. Oddałem pieniądze. Nie rozumiałem dlaczego świat taki jest. Dziś jest mi cholernie żal tamtego mnie. Byłem dzieckiem. Nikomu nic nie zrobiłem. Byłem miły, fajny, otwarty, cieszyłem się słońcem i tym, że mama powierzyła mi taką kwotę, trochę duma! A ja zawiodłem, on mi to zabrał. Nie dotarłem na angielski, chyba w ogóle przestałem wtedy na niego chodzić. Pamiętałem tylko przerażenie i bezsilność. Siedziało to we mnie tak bardzo, że powtarzałem sobie – nigdy więcej, nigdy więcej. I stałem się twardy. Naprawdę twardy. Nigdy nie uciekać, zawsze bronić siebie i tych którzy nie byli w stanie bronić się sami. Stawałem w obronie dziewcząt, kolegów, rozdzielałem burdy, stawałem przed większymi od siebie i dostawałem w łeb, ale nigdy więcej nie chciałem się czuć jak tamten chłopiec, bezsilny.

Nie chciałem. Dziś jednak myślę, że zawsze się tak czułem. Moje bycie kozakiem było mocno nad wyraz, prowokowałem sytuacje, w których mógłbym się ponownie sprawdzić jakby to miało mi (lub innym) udowodnić, że już nie jestem tamtym chłopcem. Wielokrotnie miałem nadzieję, że spotkam tamtych dwóch lub tego jednego i pokażę im (w sensie, ja pobiję ich), że teraz już jestem twardy, że teraz dostanę od nich uznanie. 
A teraz, dziś gdy piszę ten post – już go nie chcę. Po co mi ich uznanie? W zasadzie to pierdolcie się jeśli Waszą „siłą” było okradanie bezbronnego dzieciaka. Co to za pseudo gansterka. W żadnej z tych sytuacji nie mogłem nic zrobić, bo byłem słabszy – i jak twardy bym nie był, zawsze znajdzie się ktoś twardszy. Jak nie łobuz to szef, jak nie szef to prawo, jak nie prawo to choroba. Nie zawsze możemy się obronić i to nie była moja wina. Nie byłem „za słaby”, bo nie mogłem być „dość silny” – jedyne co mogłem zrobić to pozwolić sobie na tę słabość – gdybym wiedział – gdyby ktoś mi wyjaśnił. A ja wstydziłem się powiedzieć rodzicom, bo straciłem pieniądze, wstydziłem się kolegom, bo nie byłem twardzielem,. Nie mogłem nikomu powiedzieć co czuję. Wstydziłem się latami udowadniając wszystkim, że ze mną się nie zadziera… 
– Artur, już dobrze. Miałeś prawo się bać, każdy by się bał. Ludzie bywają źli. Ale cały świat taki nie jest. Jest też mnóstwo dobrych ludzi którym można ufać. Już dobrze. Ty nie zrobiłeś nic złego. Najważniejsze że nic Ci się nie stało. Już dobrze. Jesteś kochany i bezpieczny. Już dobrze.

tagi: