Ponownie przez życie #5

Gdy w moim życiu pojawiła się szkoła poczułem pasję. Nie znałem oczywiście tego określenia, miałem 6 czy 7 lat. Czułem ekscytacje. Dawałem nauce czas i zaangażowanie. Podręczniki, encyklopedie, leksykony. To był jakiś 94′, nie mieliśmy Google’a. Byłem do 3 klasy prymusem stawianym za przykład i byłem z tego DUMNY! W 4 klasie jednak zmieniłem szkołę. Okazało się, że w nowej szkole uczenie się jest bardzo, hmm niepożądane. Że łatwo zostać kujonem i „wypaść z kręgu”. Dziś określiłbym to oportunizmem, ale wtedy szybko przebranżowiłem się na klasycznego łobuza co „pier**li szkołę” – to nie było świadome (Miałem 11? lat) to było niezbędne, byłem pewien. Moja radość znikła niezauważenie a z nauką kojarzył mi się wstyd i drwiny kolegów. Przez kolejne wiele lat byłem ignorantem. Wyznawałem co najwyżej „naukę osiedlowych zasad” i „bekę z kujonów”. Trwało to tak długo aż chyba wstyd przebił wstyd. Byłem już w liceum, mój system wartości ewoluował i dawno urwałem kontakty z tymi którzy odciągnęli mnie od nauki. Pamiętam następnie taki żenujący moment w mojej ‚karierze naukowej’ – który znajdzie piękne odbicie w puencie – W Liceum, na lekcji geografii zostałem wezwany do tablicy. Nauczyciel kazał wskazać na mapie świata: Indie. Zestresowany ignorant wystawiony na próbę. Minuta, dwie, trzy. A może mi się dłużyło? Nie byłem w stanie. Wiem, żenujące, przecież to ku**a INDIE! – Siadaj, jeden. Usiadłem. Wstyd. Niedługo później poznałem ‚Zeika’. Jak na tamten czas i wiek był dla mnie geniuszem erudytą. Oczytanym, mądrym, rzucał jak z rękawa pojęciami których nie rozumiałem, WOW! Niesamowite jak bardzo mi zaimponował. Byłem w liceum ale gdy opowiadał czułem tę samą ekscytację co w podstawówce gdy siadałem nad leksykonem zwierząt świata. Ekscytację i wstyd. To pierwsze było na szczęście na tyle pięknym uczuciem że obudziło we mnie coś z dzieciństwa, ukryte niczym wstydliwy sekret – bałem się – ale też chciałem tego więcej. Z końcem liceum zacząłem się uczyć. Nie wiedziałem jak i czego, a wstydziłem się kogokolwiek spytać. Zacząłem chłonąć poradniki, podręczniki do marketingu, psychologii i temu podobne rzeczy – wszystko na własną rękę, godzinami siedziałem w BUWie czytając losowe książki. Zdałem maturę przeczytawszy w życiu może ze dwie (książki), przez kolejne lata przeczytałem ich SETKI. Dopiero ostatni rok pozwolił mi zrozumieć moje potrzeby, ambicje aż poszedłem do szkoły. Nie byle jakiej: Uniwersytet Warszawski. Zobaczyłem jak się uczyć i jak gigantyczne są moje braki w materiale z klas od 4 do końca liceum – jak przez lata ignorancji pozbawiłem się podstaw naukowego spojrzenia. Do dziś każdy mój post tuż przed lub po publikacji sprawdza Ania wyłapując i poprawiając błędy. Mimo to studiując kolejne nauki odczuwam radość jakbym znów miał 9 lat i czytał o Waranie z Komodo. Daję sobie kolejną dekadę by nadrobić stracone lata i nie przerywać przez ten czas nauki. Ale do brzegu. Morałem z tej opowieści nie jest banał o tym że „nauka jest fajna” to Wasza sprawa. To jest przypowieść o wstydzie. O tym jak brak pewności siebie, brak przekonania, że możesz iść własną ścieżką może na ponad 20 lat Ci coś zabrać i cholernie ciężko do tego wrócić! Ale ja chcę! Staram się zabijać ten wstyd we mnie. Uczę się przeżywać świadomie wszystkie te stare emocje i odkrywam siebie na nowo. I moja pewność siebie rośnie – w końcu wiem też gdzie są Indie! Życie oczywiście nie przestaje mnie zaskakiwać i właśnie dobiłem swój pierwszy międzynarodowy deal. Partner jest (o ironio!) z Indii, a kwota 6 cyfrowa! Czy tamta tablica jest mi wybaczona? Następne może Chiny? Albo Arabia? Brazylia? Jak coś już wiem gdzie leżą.

tagi: