Ponownie przez życie #4

Niesamowitym odkryciem jest fakt, że jest się chorym. Że większość problemów egzystencjalnych, które były dla mnie tak znaczące, zajmujące i przytłaczające, okazują się przypadkami opisanymi w książkach jeszcze przed moim urodzeniem. Nosiłem poczucie podsycane od dziecka a w dorosłości graniczące z pewnością: że jestem błędem! że jestem zepsuty, nie taki. Myślałem, że ta ułomność wpisana we mnie dotyczy pewnej niezdolności do funkcjonowania – nikt nawet nie zasugerował, że upośledzoną mogłem mieć tylko percepcję – to jak odbierałem świat i siebie w nim – nikt mi nie wyjaśnił. A może wyjaśniał, ale nie byłem w stanie tego pojąć (przez upośledzoną percepcję). Bycie w środku własnego życia tak bardzo zaciemnia obraz struktury, że ciężko zobaczyć cokolwiek. Byłem przepełniony lękami, brakiem wiary, kompleksami, strachem. Dziś mój świat ulega pełnej rekonfiguracji. Może okazać się, że nic nie pozostanie w nim takie jak było i co niezwykłe w człowieku odczuwam z tego powodu lęk i poczucie straty. Jakby ten sam nieintencjonalny mechanizm który wywołuje smutek i tęsknotę gdy tracisz coś ważnego po prostu reagował mimo że przedmiotem straty jest kula u nogi. Jeśli ból, wstyd i żal budowały moją tożsamość przez trzy dekady, kim stanę się uwalniając od nich? Jestem chorym co się boi wyleczyć, bo tak utożsamił się z chorobą. Dziwne bardzo uczucie. Co gorsza niebyt kontrolowane przeze mnie świadomie. Lęk przed zmianą, lęk przez utratą tożsamości, a przecież Sokół rapował, że „będzie lepiej, jak na lepsze się zmienię! (…) nie bój się zmiany na lepsze”.

tagi: