Wojna, co „zbiera żniwo z dusz”

Klasycznie kojarzą mi się taśmy. Czy to taśma video czy magnetofonowa.
Posiadające określoną czasową pojemność która skończona wymuszała na nas proces zwany nadpisaniem.
Na pełną taśmę, zawsze mogłeś nagrać nowy film czy dźwięk, kosztem oczywiście tego, który znajdował się już na taśmie. Następowało nadpisanie danych. Dziś to oczywiste.
Gdy telefon informuje o przepełniającej się karcie usuwasz trzydzieści siedem wersji starego selfie by na to miejsce zrobić kilkanaście nowych. Dzieje się to samo gdy formatujesz pendrive, czy zwalniasz miejsce na komputerowym dysku, by wgrać nowe dane.
Mnie interesuje jednak życie tych starych? utraconych danych? Co z nimi? Dopełniają swego żywota w tej smutnej dla nich chwili? Są całkiem utylizowane? Czy może tylko schodzą do podziemia by dożywotnio sabotować wysiłki pamięci operacyjnej i burzyć porządek świata bitów i bajtów?
A jak to jest na mniej wirtualnej ziemi?
Czy kurczę hodowane dla jaj w trzeciej kategorii. Zamknięte bez przerwy w klatce odkąd sięgnie kurzą pamięcią… Gdy owo kurczę doczekuje nowej europejskiej dyrektywy, o którą walki nie było co prawda świadome ale w jej wyniku, jako że zakazuje ona całkowicie chowu klatkowego, zostaje uwolnione… To czy owo kurczę pójdzie cieszyć się wolnością czy będzie tkwić w bezruchu? Stary program każe ani drgnąć, nowy każe iść i dumnie być kurczakiem z wolnego wybiegu. Czy nadpisanie działa w tym przypadku?
Gdy uwiążesz młodego Azora na łańcuch. Pięć metrów od budy, nie więcej. Po latach rzucania się na pana wychodzącego z chałupy i auta wjeżdżające na podwórze, gdy na zielonej trawie podwórka niczym od cyrkla wyrysowany jest wydeptany półokrąg ziemi o promieniu pięć metrów a na szyi Azora bezsierstna obręcz wytarta obrożą. Gdy pies całkowicie stracił zapał do rzucania się poza wyznaczone pięć metrów, co stanie się gdy odetniesz łańcuch? Pobiegnie hen wiedziony nowym programem czy zaprze się łapami na piątym metrze i siłą każe się przeciągać na szósty?
Na tyle co wierzę iż inżynierowie wiedzą jak unicestwić stary program bez śladów, nie wierzę byśmy sami potrafili równie sprawnie pozbywać się własnych. Rozwikłując metaforę co by nie zmuszać Cię do nadmiernego wysiłku przed poznaniem istoty tekstu.
Wychowałem się z przekonaniem o byciu kurą w klatce i psem na uwięzi. Wykopałem łopatką zakrzywionej wiedzy o świecie dziurę we własnej psysze i wylałem fundament złożony z poczucia bycia gorszym sortem, ograniczonym, bez perspektyw i szans na spełnienie. Zaprawiony biedą, smutkiem, wstydem i bólem zastygł.
Twardy beton podlany litrami alkoholu.
Czas swoim zwyczajem płynął a przeć nikt nie chce mieszkać na betonowej posadzce pod gołym niebem. Stawiałem na tym fundamencie krzywe ściany, w nie wstawiałem nieszczelne okna, całość przykrywając jakąś obleśną papą imitującą dach. Spojrzałem na swoje dzieło pełen ambiwalentnych odczuć rozpiętych pomiędzy obrzydzeniem i niechęcią a dumą i przekonaniem, że jak na dostępne materiały to i tak nieźle.
A skoro już stał ów domopodobny twór a czas płynął… Patrzyłem na inne hacjendy myśląc cóż mógłbym zmienić w swoim. Wyrównałem ściany. Wymieniłem drzwi. Załatałem dach. Dom upodabniał się urodą do tych wokół.
Ale stale dało się wyczuć, że coś w nim straszy. Zerkałem do innych i bił z nich spokój i porządek. U mnie  demon jakiś czy złe licho panoszyły się po pokojach. Szorowałem, prałem, czyściłem i nic. Dalej tam tkwił.
Aż zrozumiałem. Diabeł tkwił w fundamencie. Nadpisałem ładne życie na stary program.
Czy da się żyć burząc podstawę? Czy to nie jak ciąć gałąź na której się siedzi? Czy można skasować stare na rzecz nowego?
Nieśmiało wziąłem dłutko, młotek i w wolnych chwilach zacząłem co nieco skuwać. Dzień, tydzień. Miesiąc. Rok. Skułem pół domu i wszyscy wiedzieli, ze mój dom jest inny niż ich. Nawet jeśli z zewnątrz dalej był ładny, to w środku panowało wykopalisko, do którego nikogo nie chciałem wpuszczać.
Nakopałem się całe lata. W skute do ziemi dziury wylewałem świeży, czysty program, zmieszany z najlepszych komponentów jakie znałem.
Dziś cały fundament mam nowy, chciałoby się rzecz. Domontowałem trzy pokoje przy okazji tego remontowego szału i mimo, że hacjenda błyszczy dziś okazale, dalej czuje w niej ten dziwny mrok.
Stary program. Czasem zawyje coś, zaświszczy, zaskrzypi i wiem, że to on. Bo ta dziura była kopana już taką a nie inną łopatką. Bo ziemia wokół nasiąkła tym starym mną i ten duch zawsze tu będzie.
Stary, dawno nadpisany program, a jednak: Tkwi gdzieś głęboko i choćbym przekopał dwa hektary wokół donikąd się nie wybiera.
Nawet zapłakałem kilka razy nad tą krzywdą. Patrząc na szczęśliwych, motylich posiadaczy pięknych hacjend z których bije tylko anielski blask poczułem niesprawiedliwość i w tej niesprawiedliwości tkwiłem czas jakiś zły na świat, siebie i okoliczności. Aż coś mnie tchnęło. A może:

To ja.

Gdy oni beztrosko tańczą ja pracuję. Gdy konsumują ja się uczę. Gdy odpoczywają ja walczę. Gdy pławią się w spokoju ja z dłonią na rękojmi idę tam gdzie odradza im, ich umiłowanie spokoju. Gdy się modlą ja biorę życie na barki. Gdy im dość, ja budzę się i zasypiam niezaspokojony. Gdy cenią sobie sielankową rzeczywistość ja pragnę zmiany. Gdy czerpią ja chcę kreować. Gdy umrą zapomną o nich wszyscy, a ja o sobie zapomnieć nie dam tak łatwo. Mój ból i mój duch mimo iż nadpisany, nie pozwoli.
Długo wypatrywałem końca wojny. Chciałem odetchnąć i być jak oni w ich spokojnych hacjendach. „Chciałem kiedyś zmądrzeć, po ich stronie być”. Męczył i trapił mnie stary program bo stale kazał mi walczyć. Wciąż odpala się niepełny i niezgrabny w najmniej potrzebnych momentach.
W sklepie gdy przypomina jak kraść, w aucie gdy bluzga na myślących tylko o sobie. W każdej konfliktowej sytuacji gdy budzi we mnie gotowość do wojny. Niestety też, zawsze gdy jak wolne kurczę spaceruje po wybiegu wśród innych również wolnych, on niczym pourazowa trauma każe mi widzieć świat przez kratę i daje poczucie skrępowanych ruchów. Nie wiem czy kiedy zniknie, wiem, że ciągle tu jest.
Udziwnia mnie, wyróżnia, ale nie zawsze już mówię sobie że to źle.
Mówię, że

To ja.
Nawet jeśli czuję się czasem jak intruz.

Nowy utwór na yt:

tagi: